-
Czym jest tożsamość językowa i jak ją rozwijać?
Temat związany z tożsamością językową jest mi bardzo bliski. Od wielu lat z ciekawością przyglądam się temu zjawisku w kontekście osób wielojęzycznych i wielokulturowych. Pojęcie tożsamości jest bowiem nieodłącznie powiązane z kwestią języka. Język bowiem determinuje nasze myślenie i to przez język porządkujemy sobie otaczającą nas rzeczywistość.
Czym zatem jest tożsamość językowa? Jest to poczucie przynależności do danej grupy językowej. Owo pojęcie jest niezwykle złożone, obejmuje bowiem zarówno czynniki językowe, jak i kulturowe. Dzieci dwujęzyczne wychowywane w środowisku z ekspozycją na na dwa lub więcej języków, rozwijają własną tożsamość językową, która może być płynna lub statyczna.
Płynna tożsamość językowa oznacza, że dziecko czuje się swobodnie w obu językach i może swobodnie przełączać się między nimi, w zależności od sytuacji. Dzieci, które posiadają płynną tożsamość językową, często mają szeroki zakres znajomości obu języków, dzięki czemu mogą swobodnie komunikować się w różnych kontekstach.
Statyczna tożsamość językowa oznacza, że dziecko czuje się bardziej związane z jednym językiem niż z drugim. Dzieci o statycznej tożsamości językowej często czują się bardziej komfortowo w jednym języku i używają go częściej w codziennym życiu.
Na tożsamość językową dzieci dwujęzycznych wpływają różne czynniki, w tym:
Wiek, w którym dziecko zaczęło uczyć się języka.
Dzieci, które zaczynają uczyć się języka wcześnie, mają większe szanse na rozwój płynnej tożsamości językowej.
Ilość czasu, jaką dziecko spędza w środowisku każdego z języków.
Dzieci, które spędzają więcej czasu w środowisku danego języka, mają większe szanse na rozwinięcie silnej tożsamości językowej związanej z tym językiem.
Stosunek rodziców i innych członków rodziny do języków.
Jeśli rodzice i inni członkowie rodziny są pozytywnie nastawieni do obu języków, dziecko jest bardziej prawdopodobne, że rozwinie płynną tożsamość językową.
Klimat społeczny.
Dzieci, które żyją w środowisku, w którym dwujęzyczność jest akceptowana i doceniana, mają większe szanse na rozwinięcie pozytywnej tożsamości językowej.
Tożsamość językowa dziecka może mieć znaczący wpływ na jego rozwój. Dzieci o płynnej tożsamości językowej mają bowiem większe szanse na:
Sukces w szkole.
Dzieci dwujęzyczne często osiągają lepsze wyniki w nauce niż dzieci jednojęzyczne.
Rozwój kreatywności.
Dwujęzyczność może stymulować kreatywność i myślenie analityczne.
Rozwój umiejętności społecznych. Dzieci dwujęzyczne są często bardziej otwarte na innych i lepiej radzą sobie w sytuacjach społecznych.
Dlatego tak ważnym jest aby wspierać jego tożsamość językową. Rodzice i opiekunowie mogą to zrobić, zapewniając dziecku dostęp do obu języków i pozytywny klimat do ich używania.
Oto kilka wskazówek, jak wspierać tożsamość językową dzieci dwujęzycznych:
Mówcie do dziecka w obu językach. Dzieci uczą się języków, słuchając ich.
Czytajcie dziecku książki w obu językach. Czytanie książek pomaga dzieciom rozwijać słownictwo i zrozumienie języka.
Oglądajcie z dzieckiem filmy i programy telewizyjne w obu językach. Oglądanie filmów i programów telewizyjnych pomaga dzieciom wsłuchiwać się w język i przyswajać jego niuanse.
Zachęcajcie dziecko do używania obu języków. Pochwalcie dziecko, gdy używa obu języków.
Nie krytykujcie dziecka za błędy. Dzieci popełniają błędy, gdy uczą się języków. Nie krytykujcie dziecka za błędy, ponieważ może to zniechęcić je do używania języka.
Ważne jest, aby pamiętać, że każdy dziecko jest inne i rozwija swoją tożsamość językową we własnym tempie. Nie należy porównywać dzieci dwujęzycznych z dziećmi jednojęzycznymi.
-
Gramatyka u dzieci dwujęzycznych
Rozwój gramatyki u dziecka dwujęzycznego jest procesem, który przebiega w podobny sposób jak u dziecka jednojęzycznego. Dzieci dwujęzyczne uczą się gramatyki poprzez ekspozycję na język w codziennych sytuacjach. Im więcej dziecko słyszy język, tym lepiej rozumie jego zasady.
Oto kilka wskazówek, które pomogą Ci rozwijać gramatykę u dziecka dwujęzycznego:
Mów do dziecka! Im wcześniej dziecko zacznie uczyć się języków, tym łatwiej przyswoi ich gramatykę.
Mów do dziecka w sposób naturalny i spontaniczny. Nie przejmuj się, jeśli nie zawsze używasz poprawnej gramatyki. Dziecko uczy się poprzez słuchanie i powtarzanie, więc ważne jest, aby mówić do niego tak, jakbyś mówił do osoby dorosłej.
Czytaj dziecku książki i opowiadania. Czytanie jest świetnym sposobem na naukę nowych słów i zwrotów, a także na zapoznanie dziecka z różnymi konstrukcjami gramatycznymi.
Rozmawiaj z dzieckiem o tym, co robi. Kiedy dziecko wykonuje jakąś czynność, opisuj to, co robi, używając obu języków. To pomoże dziecku zrozumieć, jak gramatyka jest używana w różnych kontekstach.
Zachęcaj dziecko do mówienia w obu językach. Pytaj je o rzeczy, które robi i widzi. Słuchaj uważnie tego, co mówi, i koryguj jego błędy w sposób pozytywny.
Oto kilka ćwiczeń, które możesz wykonywać z dzieckiem, aby rozwijać jego gramatykę:
Istnieje wiele gier językowych, które mogą pomóc dzieciom w nauce gramatyki. Niektóre popularne gry to: “Prawda czy fałsz” i “20 pytań”.
Możesz również wykonywać z dzieckiem proste ćwiczenia gramatyczne, takie jak:
– Dodawanie końcówek do słów,
– Tworzenie zdań z różnymi rodzajami czasowników,
– Przekształcanie zdań.
Pamiętaj, że każdy dziecko rozwija się w swoim tempie. Jeśli martwi Cię rozwój języka polskiego Twojego dziecka, zapraszam na konsultacje online.
-
No ale skąd u mojego dziecka ta dysleksja? (część I)
O dysleksji dużo już powiedziano i napisano. Nie tak dawno, często słyszałam, że “teraz to jest na nią moda”. W rozmowach ze znajomymi nauczycielami często przedziera się się nutka irytacji – dysleksja ma bowiem również złą prasę. Kojarzy się z zaświadczeniami, które teoretycznie mają mają pomóc uczniowi w osiąganiu celów dydaktycznych. W praktyce bywa różnie. Pracując online z uczniami polonijnymi, bądź stacjonarnie z dziećmi polskojęzycznymi w Gniazdo Specjalistyczne Centrum Mamy Taty i Dziecka, niejednokrotnie miałam z nią do czynienia. Dysleksja przekłada się bowiem na różne formy komunikacji językowej – czytanie, pisanie i pisownię.
To co dla mnie istotne i na co chciałabym zwrócić uwagę rodziców, to fakt iż dysleksja nie pojawia się znienacka u dziecka rozpoczynającego edukację szkolną. Czynniki ryzyka dysleksji możemy zaobserwować już w pierwszym roku życia. Wczesna, wielospecjalistyczna diagnoza, warunkuje powodzenie terapii.
Na początek warto wiedzieć, że “cały ryzyka pakiet DYS-” (czyli dysleksja, dysortografia i dysgrafia) jest prawdopodobny:
u osób, u których w rodzinie występowałą dysleksja (rodzice, rodzeństwo, wujostwo ucznia borykało się z trudnościami o podobnym typie),
u dzieci, które pochodzą z nieprawidłowo przebiegających ciąż i porodu,
u dzieci, w których rozwoju obserwujemy nieprawidłowości psychomotoryczne.
Rzecz jasna, mówiąc o ryzyku dysleksji nie mówimy tylko i wyłącznie na podstawie pojedyńczych objawów. Zawsze jednak powininny one wzmagać naszą czujność
Zarazem rodziców jak i terapeutów.
Poniżej, na podstawie wieloletnich badań prof. Marty Bogdanowicz, przedstawiam listę symptomów, które zwiastują wystąpienie trudności o charakterze dysleksji. Jak widzimy, są już widoczne bardzo wcześnie.
Wiek niemowlęcy: (pierwszy rok życia)
Motoryka duża – opóźniony lub nietypowy rozwój. Mam na myśli dzieci, które nie raczkują lub mało raczkują, słabo utrzymują równowagę. Dzieci mające obniżone napięcie mięśniowe. Ich pozycja ciała podczas leżenia i siedzenia jest asymetryczna. Dzięki Bogu, coraz więcej jest fizjoterapeutów, których świadomość wnikliwość i skrupulatność pracy terapeutycznej pozwala na uchwycenie tych trudności we wczesnym stadium i za pomocą rzetelnej pracy z rodziną, są w stanie skorygować nieprawidłowe wzorce. Pomimo, iż nie pracuję z dziećmi do drugiego roku życia, mam to szczęście, że mogę przyglądać się pracy moich koleżanek z Gniazdo Specjalistyczne Centrum Mamy Taty i Dziecka. Dlatego, wiem, że już w pierwszych tygodniach życia, można wychwycić powyższe symptomy i skierować terapię na właściwe tory.
Wiek poniemowlęcy
(2-3 lata)
Tutaj ważnym jest przyglądanie się zarówno motoryce dużej jak i małej. Dzieci z ryzyka dysleksji to te, które zaczynają później chodzić i biegać. Mają trudności z utrzymaniem równowagi. Dzieci, które w tym wieku są mało zręczne i nieporadne w samoobłudze (n.p. podczas jedzenia łyżką). Zawsze, ale to naprawdę zawsze, należy przyglądać się rozwoju dziecka, które zaczyna mówić później niż zakłada to norma rozwojowa. Mam tutaj na myśli dzieci, które nie łączą dwóch elementów w zdanie w wieku 24 miesięcy, nie używają zdań złożonych po trzecich urodzinach.
Pamiętajmy o tym! Bądźmy uważni!
O symptomach dostrzegalnych w wieku przedszkolnym i szkolnym, napiszę w następnej części.
C.D.N.
( na podstawie Skali Ryzyka Dysleksji M.Bogdanowicz)
-
Wakacyjna Polecajka – M. Subocz, “Ciszka czyli opowieść o uważności”
Od kiedy dowiedziałam się, gdzie rozgrywa się akcja książki Magdaleny Subocz, wprost nie mogłam się doczekać jej lektury. Bohaterowie, czyli przesympatyczna i dbająca o relacje rodzina Papillon, mieszkają w belgijskim miasteczku Dinant. Czytając książkę, nie sposób było mi nie wspominać swoich leniwych spacerów nad rzeką Mozą czy też zapierającego dech widoku z cytadeli. Od zawsze dopatrywałam się w południowej Belgii czegoś, co trudno opisać słowami, a co zachęca do refleksji i uważności. Dlatego też nie dziwi mnie, że to właśnie w Dinant miała miejsce historia taka jak w rodzinie Papillon. Po nocy, podczas której małej córce Państwa Papillon przyśnił się koszmar, dziewczynka odnajduje w swoim pokoju skrzydełko, które jak się później okazuje, należy do Ciszki, mieszkającej pod podłogą gabinetu taty.
Dalsze wydarzenia w których biorą udział bohaterowie książki, a których świadkiem jest czytelnik, uczą, że tylko w ciszy jesteśmy w stanie dostrzec to, co w hałasie i zgiełku codzienności niedostrzegalne. Książka wydaje się być cenną w kontekście uważności, której praktyki uczę się od pewnego czasu. Polecam, zwłaszcza na niespieszne, wakacyjne popołudnie.
Tło zdjęcia przedstawia widok na Dinant.
-
Wakacyjna Polecajka – B. Gawryluk, “Teraz tu jest nasz dom”
O wojnie rozgrywającej się za naszą wschodnią granicą w Polsce słyszymy niemal codziennie. Powoli przyzwyczajamy się do dramatów ludzi, którzy zostawili wszystko i postanowili rozpocząć nowe życie w naszym kraju. Dzięki niemalże heroicznej pracy, którą wykonuje Fundacja SOK, miałam okazję brać udział w wielu warsztatach dotyczących wsparcia psychospołecznego rodzin z Ukrainy. Dzięki temu poznałam wielu inspirujących ludzi zaangażowanych w sprawy uchodźców, a także i tych, którzy naszego wsparcia bardzo potrzebują.
Nie wiem jak to się stało, że dopiero dziś sięgnęłam po książkę autorstwa Barbary Gawryluk p.t. “Teraz tu jest nasz dom”. Bardzo gorąco zachęcam do jej lektury i rozmowy na jej temat z dziećmi w wieku wczesnoszkolnym.
Narratorem książki jest chodzący do trzeciej klasy Roman. Wraz ze swoją rodziną, przybył do Polski z Doniecka uciekając przed wojną. Jego rodzina znajduje schronienie w ośrodku dla uchodźców w Rybakach koło Olsztyna (i tutaj moje serce szeroko się uśmiechnęło, ponieważ zarówno Rybaki jak i ośrodek są mi bardzo dobrze znane, a załączone do tekstu zdjęcie, zostało wykonane przeze mnie właśnie w Rybakach).
W książce opisane są ich zmagania takie jak nauka języka polskiego, aklimatyzacja w polskim systemie oświaty, borykanie ze swoimi emocjami i tęsknotą za Domem. Widzimy cały wachlarz zachowań, które mogą być reakcją na stres. Brat Romana, Mikołaj początkowo nie odzywa się do nikogo w szkole. Prowadzi to do sytuacji, w której inni, łącznie z nauczycielką, myślą, że nie mówi (chcąc nie chcąc temat mutyzmu wybiórczego i logofobii w dwujęzyczności sam się nasuwa). Książka pokazuje również, że nie każdy z kim spotyka się rodzina Romka jest otwarty i życzliwy. Dzieciom trudno jest zrozumieć, dlaczego babcia i dziadek zostali w Doniecku. Nie rozumieją słów mamy, która tłumaczy, że starych drzew się nie przesadza. Bardzo tęsknią. Uczą się, że teraz tu jest ich Dom.
Autorce, pani Barbarze Gawryluk udało się w przystępny sposób przedstawić młodym czytelnikom dramat wojny. Historia opisana w książce jest prawdziwa, chociaż imiona bohaterów i niektóre fakty są zmienione. Doskonałym uzupełnieniem są ilustracje pana Macieja Szymanowicza.
Fragmenty książki:
“Niedawno widziałam czołgi, rakiety i żołnierzy z karabinami. Uciekaliśmy w nocy między płonącymi domami. Wtedy się bałem. Dlatego was się wcale nie boję. Boję się wojny, strzałów i wybuchów”.
“Nie wiadomo, co tam jeszcze będzie się dziać, bo ta wojna to nie film, to nie zabawa, to nie gra komputerowa. Ta wojna jest prawdziwa. Teraz tu jest nasz dom”.
-
Wakacyjna Polecajka – A. Gębka “Znikodem i zagadka lęku”
W związku z wakacjami i licznymi wyjazdami do Polski, rodzice dzieci z którymi pracuję zdalnie, w ostatnim czasie często pytali mnie o polskojęzyczne książki, które polecam. Przygotowując listy takich książek wpadłam na pomysł “polecajek wakacyjnych”. Mam zamiar dzielić się tymi książkami, które wydają mi się wartościowe nie tylko ze względu na ich terapeutyczny lub językowy aspekt, lecz przede wszystkim dlatego, że spotkały się z uznaniem moich synów, z którymi wspólnie je czytaliśmy.
Jako pierwszą polecajkę wybrałam naszą najświeższą lekturę.
Gdańskie Wydawnictwo Edukacyjne wydało książkę pana Artura Gębki p.t. “Znikodem i zagadka lęku”. Pan Artur jest psychologiem pracującym z dziećmi i młodzieżą. Jego książka porusza temat lęku, z którym każdy z nas, niezależnie od swojego wieku się boryka. Główny bohater książki jest uczniem, dla którego codzienność szkolna i domowa jawi się w sposób przerażający. Lęk paraliżuje go przed podejmowaniem zwykłych aktywności. To przez niego wycofuje się z życia społecznego, unika szkoły a swoje najskrytsze marzenia chowa do starego pudełka po butach na dnie szafy. Świadomy tego wszystkiego, chce walczyć ze swoim lękiem, jednak walcząc z nim wciąż zdaje się być przez niego pokonywanym. Książka pokazuje, że lęk może mieć różne oblicza – począwszy od unikania innych do przystrajania się w zbroję, oschłości i niedostępność dla innych. Lęk może doprowadzić również do znikania. Jak u Znikodema. Autor będący specjalistą pokazuje, że lęk warto oswoić i zaakceptować. Uczy, że jest on potrzebny a zaprzyjaźniając się z nim można dążyć do realizacji swoich marzeń trzymając go za rękę.Książka warta uwagi zarówno dzieci wczesnoszkolnych, młodzieży oraz rodziców. Po zakończeniu lektury, rodzic znajduje dla siebie wskazówki w jaki sposób poznać swój lęk, by ułatwić dziecku poznawania jego lęków. Lektura oparta jest na zasadach terapii ACT.
Fragment książki:
“Może warto spróbować przeżyć to jutro bardziej? Skoro i tak nie wiadomo, ile mi tych jutrzejszych dni zostało, to chyba warto więcej korzystać z dzisiaj zamiast tylko unikać wypadku? Nawet jeśli tych jutrzejszych dni będzie mniej, to te dzisiejsze będą pełniejsze i kto wie, może nawet troszkę przyjemne?”
-
Wyrażenia dźwiękonaśladowcze
Niezależnie od tego, czy to w stacjonarnej pracy logopedycznej, czy też podczas zajęć online, na których wspieram rozwój mowy dzieci polonijnych z całego świata – wyrażenia dźwiękonaśladowcze regularnie pojawiają się w mojej pracy. I to nie tylko dlatego, że bardzo lubię zwierzęta. Wykorzystuję je w pracy z dziećmi wielojęzycznymi, z opóźnionym rozwojem mowy, z zaburzeniami komunikacji językowej, autyzmem, wadami wymowy czy też z niedosłuchem. Dlaczego zatem są tak uniwersalne?
Przyglądając się naturalnemu rozwojowi mowy dziecka, widzimy, że wyrażenia dźwiękonaśladowcze (onomatopeje) zazwyczaj występują jako pierwsze. Pojawiają się już około pierwszego roku życia. Wsłuchując się w otaczający świat, dziecko próbuje naśladować dźwięki zwierząt, przedmiotów lub innych urządzeń. Jest to pomost do kolejnych komunikatów werbalnych. Ponadto, u dziecka wyzwalają się reakcje językowe, które mają na celu spontaniczne nadawanie komunikatów. Zabawa wyrażeniami dźwiękonaśladowczymi to doskonałe ćwiczenie kształcące słuch fonematyczny oraz pamięć słuchową. Dziecko uczy się na kojarzyć dźwięk z obrazkiem lub przedmiotem. Ponadto to bardzo solidny trening aparatu artykulacyjnego, który przygotowuje małego człowieka, do poprawnej wymowy słów.
Dla dzieci, u których z jakiegoś powodu rozwój mowy jest opóźniony, ważnym jest, by rozwijać umiejętność posługiwania się onomatopejami. Ponadto, badania wykazały, że używanie onomatopei, podczas mówienia do małych dzieci, jest pomocnym w rozwoju mowy. Wyrażenia dźwiękonaśladowcze są dla dzieci atrakcyjniejsze i zwykle lepiej reagują słysząc te dźwięki. Zazwyczaj, podczas zabawy wyrażeniami dźwiękonaśladowczymi, dorosły zmienia barwę swojego głosu, co okazuje się być bardziej angażującym dla dziecka.
Jeśli zatem chcesz pomóc swojemu dziecku w rozwoju mowy, używaj wyrażeń dźwiękonaśladowczych, by opisywać sytuacje dnia codziennego. Przykłady – widząc przejeżdżający samochód powiedz : “auto – brum, brum”. Gdy dziecko patrzy na Ciebie jak kroisz cebulę powiedz: “kroję cebulę – ciach, ciach”. Kiedy huśtasz dziecko na huśtawce powiedz:” huśtamy się – huśtu, huśtu”, a kiedy zobaczycie kurę, powiedz – “kurka – ko, ko, ko”.
Powtarzaj słowa kilka razy, dziecko uczy się szybko poprzez Twoje powtórzenia. Nie bój się zmiany tonu swojego głosu, ekperymentuj, zmieniaj go na taki, który dla dziecka jest najbardziej atrakcyjnym.
Wyrażenia dźwiękonaśladowcze są doskonałym sposobem na ćwiczenia rozwijające umiejętności komunikacyjne dziecka. Są uniwersalne, bo sprawdzają się i w gabinecie logopedycznym jak i w każdej sytuacji dnia codziennego. Są atrakcyjne dla dzieci, ale także i dla dorosłych. Występują we wszystkich językach świata.
Polskie miau i hau w innych językach, zaprezentują Wam moje kochane zwierzaki: pies Andrus i kot Guzik;-).
-
Lekki oddech ponad cyfrowym smogiem – czyli jak zachować spokój w świecie (do) B.A.N.I.
Inspiracją do napisania poniższego tekstu, były warsztaty w ramach szkolenia SPOKOJNA GŁOWA organizowanego przez fundację SOK. To właśnie podczas jednego ze spotkań rozszyfrowaliśmy tajemnicze akronimy VUCA i BANI.
Warsztat ten zainspirował mnie do refleksji na temat perspektywy dzieci i młodzieży, z którymi pracuję. Myślę o nich często w kontekście płynnej nowoczesności, w której to żyjąc będą musieli wkroczyć w dorosłość, a z którą to rzeczywistością sama do końca nie jestem jeszcze oswojona. Poczułam niepokój wypływający z myślenia o tym, że nie sposób mi dziś stawić czoła swoim oczekiwaniom wzywającym do tego, by jako terapeuta być doskonałym przewodnikiem młodszego pokolenia, objaśniać świat i jego reguły. W płynnej nowoczesności, jak pisze Z. Bauman odwołując się do heraklityjskiego „Pantha Rei” – wszystko płynie, zmienia się niczym ciecz. Nasze ideały, lęki, wartości zmieniają się z zawrotną prędkością nie sprzyjając tym samym poczuciu bezpieczeństwa i wiary we własne umiejętności, które mogły być drogowskazem dla młodszych pokoleń. Trudno mi bowiem myśleć dziś o swoich umiejętnościach jak o filarach mających się ostać w powodzi płynącej nowoczesności. Z drugiej zaś strony, wiem, że płynność doświadczenia jest ważna. Umiejętności przetwarzania i przekazywania informacji są cenne z punktu widzenia gromadzenia i stosowania wiedzy. I przecież wiem, przyglądając się losom świata od jego początków, że społeczeństwo może się rozwijać głównie przez to, że nie zastyga w miejscu. Czyli, parafrazując Baumanna, głównie przez to, że płynie. Sprawdziłam zatem, co może być antidotum na niepokój, który wywołuje we mnie myślenie o przyszłości. Najpierw jednak kilka objaśnień.
VUCA – akronim dość dobrze znany.
Powstał podczas Zimnej Wojny i miał służyć strategiom militarnym, szybko jednak przedostał się do świata biznesu i edukacji. Określa on rzeczywistość przez pryzmat czterech rzeczowników definiujących ogólne warunki i rzeczywistość.
V – volatility (zmienność)
U – uncertainty (niepewność)
C – complexity (złożoność)
A – ambiguity (niejednoznaczność).
Zastanawiając się nad każdym z powyższych słów, wyraźnie widzę, jak łatwo jest mi podpiąć pod nie swoją rzeczywistość terapeutyczną. Dużo w niej bowiem zmienności, tej niezależnej ode mnie spowodowanej chociażby odgórnymi zmianami dyktowanymi przez fiskusa czy panią z urzędu. Ciągłe zmiany, które dzieją się poza mną i mają często charakter systemowy, z jednej strony narzucają mi konieczność bycia elastyczną, z drugiej jednak często podcinają skrzydła kreatywności. W rezultacie prowadząc do niepewności. Dużo bowiem w życiu terapeuty sytuacji, na które nie ma wpływu. Przyglądając się otaczającej rzeczywistość, uczucie niepewności jest potęgowane przez doniesienia o pandemii i wojnie. Niepewność jutra doskwiera dziś niemal wszystkim. Zmienność i niepewność niewątpliwie napędzane są przez cyfrowy świat pełen czyhających linków, rozpraszaczy uwagi, niezdrowego, internetowego wyścigu o lajki. Owe V i U z powyższego akronimu, sprawiają współcześnie, że decyzje należy dziś podejmować szybko, bez przygotowania, często nie dopuszczając wiedzy i rozsądku do głosu. Myśląc o trzecim słowie jakim jest złożoność, dostrzegam, że zdanie „hmm…to złożone” często funkcjonuje w moim słowniku. Sprawy, pojęcia, wyzwania, którym muszę stawić czoło jawią mi się jako sieci złożone z połączonych ze sobą nitek. Niejednokrotnie czuję, że ich ciężar mnie przygniata i komplikuje to, co mogłoby być prostym.
Niewątpliwie, przemieszczanie się po ulicach złożonego świata wymaga dobrego nawigatora w postaci solidnie ugruntowanych wartości i busoli napędzanej rzetelną wiedzą. Jednak zmienność i niepewność nie zawsze czynią je wyraźnymi a ich dostrzeżenie niejednokrotnie wymaga energii. Spaceru przez świat z pewnością nie ułatwia niejednoznaczność. Nadmiar informacji bądź ich niedosyt sprawia, że nietrudno o odmienne interpretacje faktów i błądzenie w gąszczu manipulacji. Zaburzony nieraz intuicyjny ciąg przyczynowo – skutkowy wpływa na nasze funkcjonowanie, relacje i samoocenę.
Czy to już do BANI?
Epoka pocovidowa przyniosła nowy akronim, który dosadniej opisuje postrzeganie rzeczywistości. W 2020 roku, Jamais Cascio zdefiniował BANI. Nowy akronim składa się z czterech słów, które oddają nowe wyzwania świata, w którym człowiek został zepchnięty z pozycji „zdobywcy świata” do bezbronnej istoty, którą niewidzialny dla ludzkiego oka wirus potrafi całkowicie spacyfikować.
B – brittle, (kruchy)
A – anxious, (niespokojny
N – non-linear (nieliniowy)
I – imperceptible (niezrozumiały)
Czy znów będzie mi łatwo podpiąć swoją rzeczywistość pod powyższe słowa? Oczywiście. Doświadczenie skutku pandemii, wojna u naszych sąsiadów, kryzys gospodarczy, inflacja zatrzymują mnie często nad refleksją o tym, jak kruchymi są filary na których się opieramy. Do czego może prowadzić świadomość, że opieramy się na czymś kruchym? Nic innego poza niepokojem nie przychodzi mi do głowy. Ponadto, czy współczesny człowiek niemogący rozstać się ze swoim smartfonem w obawie przed ominięciem najświeższego newsa, nie jest doskonałym odzwierciedleniem niepokoju? Lęk przed tym co nas omija (efekt FOMO) to temat na osobny wpis. Powstaje coraz więcej badań naukowych, które jednoznacznie pokazują nam w jaki sposób ciągłe bycie online wpływa na nasz niepokój, powoduje lęki i przekłada się na rzeczywistość. Tę płynącą, nigdy już nie zawracającą, w której jesteśmy tylko jeden raz. Intuicyjne i łatwe dla nas łańcuchy przyczyn i skutków dzięki którym poruszaliśmy się po naszej rzeczywistości zostają na naszych oczach przerywane a wydarzenia jakim stawiamy czoła są nielinearne, prowadzące do różnych, nie intuicyjnych często celów. Coś co było oczywistym jeszcze 10 lat temu i prowadziło do miejsca, które chciało się osiągnąć, dziś niekoniecznie takie jest. Przez to wszystko o czym piszę, rzeczy bywają niezrozumiałe. Nadmiar bodźców i informacji z jakimi musimy się zmierzyć każdego dnia nie sprzyjają zrozumieniu. Żyjąc w świecie kruchym i niespokojnym, trudno zrozumieć rzeczywistość. Niezrozumiałe mogą również wydawać się sposoby zachowań innych w tym nieprzewidywalnym świecie oraz nasze reakcje.
Można założyć, że zmienność doprowadziła do jego kruchości, niepewność wzbudziła niepokój, następstwem złożoności jest nielinearność, a niejednoznaczność prowadzi do niezrozumiałości. Pokłosiem tego jest kondycja społeczeństwa. Przytoczę tutaj zatrważające dane ze stycznia 2023 roku. W 2022 zanotowano 2051 prób samobójczych wśród dzieci i młodzieży. Najmłodsze dziecko miało 7 lat. Jako matka, terapeuta, a wreszcie osoba dorosła czuję się odpowiedzialna za zmianę rzeczywistości w jakiej w dorosłość wchodzić będzie młodsze pokolenie. W jaki jednak sposób odnajdywać się samemu w nowej rzeczywistości na tyle świadomie, by przede wszystkim dawać młodszym poczucie bezpieczeństwa, inspirować i ochraniać?
Szukanie rozwiązania
“Jeśli coś jest kruche , wymaga zdolności i odporności.
Jeśli czujemy niepokój, potrzebujemy empatii i uważności.
Jeśli coś jest nieliniowe, wymaga kontekstu i adaptacji.
Jeśli coś jest niezrozumiałe, wymaga przejrzystości i intuicji.” 1
Zdolności i odporność.
Stąpanie po kruchym lodzie naszej rzeczywistości niesie za sobą konieczność szukania w sobie nowych zdolności i nowych zasobów. Odporność psychiczna wydaje się być tu kluczowym elementem. Rozwijanie świadomości swoich stanów emocjonalnych i szukanie sposobów na to jak dbać o swój dobrostan psychiczny wymagają czasu i energii. Warto jednak w tę energię zainwestować. Stawka jest przecież jest wysoka. Trudno mi przy okazji rozważań dotyczących zdolności i odporności nie wspomnieć o założeniach Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach (TSR) zakładającej, że absolutnie każdy posiada zasoby, które pomagają mu na różnych etapach życia. Należy je tylko dostrzec i wzmocnić.
Empatia i uważność
Uważność to potężne narzędzie do walki z niepokojem, które mamy w ręce. Dzięki niej możemy przyglądać się światu bardziej wyraźnie. Być „tu i teraz” bez myślenia o niosącej niepokój przyszłości i równoległej, toczącej się w internecie cyfrowej rzeczywistości. Każdego dnia jesteśmy zalewani spamem, wiadomościami i fake newsami, które budzą nasz niepokój i wpływają na relacje z innymi. A gdyby tak, nauczyć się przyglądać temu wszystkiemu jako obserwator? Zauważać emocje, które zapraszamy do siebie poprzez myśli, nazywać je, oswajać i zwyczajnie pozwolić im odejść, zakotwiczają się w swoich wartościach, zmysłach? Takie rozszerzenie swojej percepcji oraz spoglądanie nieco z boku mogą spowodować, że wyjdziemy ze swoich schematów, w których tkwiąc od lat uczyniliśmy lęk swoim sprzymierzeńcem. Gdy jeszcze dołożymy do tego ciekawość i przyglądanie się światu z empatią, nasz niepokój ma szansę się wyciszyć, a my możemy odzyskać kontrolę nad swoim życiem.
Kontekst i adaptacja
Zrozumienie kontekstu i perspektywy innych może nam pomóc w borykaniu się z nielinearnością i tym, że rezultaty naszych działań są dla nas często nieoczywiste.
Adaptacja, w kontekście płynnej rzeczywistości wydaje się być jedynym, słusznym wyjściem. I znów odwołam się do nurtu TSR, którego główne motto brzmi: „Jeśli coś działa – rób tego więcej, jeśli coś nie działa – nie rób tego, jeśli coś się nie zepsuło – nie naprawiaj tego”. Warto zastanowić się nad tym, co do tej pory pozwalało nam na adaptację, z czego korzystaliśmy w borykaniu się płynną nowoczesnością i naszymi lękami. A może było coś, co ewidentnie nie działało? Może, dzięki uważnemu przyglądaniu się swoim emocjom, znajdziemy te czynniki, które budzą w nas niepokój, lęk, wzmacniają nielinearność naszych działań? Czy te, na które mamy wpływ potrafimy ograniczyć? Całkiem wyeliminować? Jakich nowych umiejętności do tego potrzebujemy? Co lub kto, mogą nam w tym pomóc?
Przejrzystość i intuicja
Mieszkając na terenie, który boryka się ze smogiem, myśląc o współczesności lubię porównywać ją do zimowego, bezwietrznego poranka na południu Polski. Łatwy dostęp do newsów, fakty, social media, pseudonaukowi głosiciele jedynej słusznej prawdy, którzy krzyczą do mnie z czeluści internetowych komentarzy sprawiają, że rzeczywistość bywa szara, dławiąca, spowita spamowym smogiem. W zimowe dni, często podziwiam moją starszą siostrę. Gdy doskwiera jej smog, potrafi znaleźć w sobie energię, wyjść na pobliski szczyt, pooddychać świeżym powietrzem i z innego, czystego poziomu, będąc ponad smogiem przyglądać mu się. Tak więc, jeśli czegoś nie rozumiemy, warto poszukać drogi, która uczyni nasz krajobraz przejrzystym. Pomocnym będzie w tym nasza intuicja. Zaufanie do sygnałów, które wysyła ciało, mądrość naszego ciała i świadomość własnych zasobów z pewnością będą dobrymi przewodnikami.
Wyraźnie widać zatem, że swoje starania by być wiarygodnym przewodnikiem młodszego pokolenia należy rozpocząć od samoświadomości. „Czasy BANI, to czasy ludzi świadomych”2, uważnych i dążących do przejrzystości. Powszechne w psychologii pojęcie rezyliencji, czyli umiejętności skutecznego radzenia sobie ze stresem wydaje się być niezwykle pociągające. Rezyliencję można w sobie rozwijać. Wymaga jednak zaangażowania, wysiłku. Stawka jednak jest bardzo wysoka, a ograniczenia, które wynikają z jej deficytów często bolesne.
Netografia:
https://growthadvisors.pl/zarzadzanie/bani-nowy-akronim-naszego-swiata-oparty-na-swiadomosci/
https://dodziela.com.pl/2016/12/11/plynna-nowoczesnosc-zygmunt-bauman/
Bibliografia:
Edukacja w świecie VUCA – Charakterystyka środowiska bezpieczeństwa pod red. D. Kaźmierczak, J. Ropskiego, O. Wasiuty, W Zakrzewskiego. Wyd. Libron, Kraków, 2021
1https://stephangrabmeier.de/bani-versus-vuca/
2https://growthadvisors.pl/zarzadzanie/bani-nowy-akronim-naszego-swiata-oparty-na-swiadomosci/
-
Komunikacja alternatywna – moja trudna miłość.
O tym czym jest komunikacja alternatywna napisano już wiele. Wciąż jednak za mało. O tyle za mało, że ciągle, nawet na uczelniach, powielane są mity na jej temat. I ciągle jeszcze zbyt mało rodziców niemówiących dzieci wie, że mają szansę na sprawną komunikację.
AAC czym jest?
Są osoby, które przez deficyty neurologiczne, znaczne dysfunkcje rozwojowe, wielorakie, sprzężone niepełnosprawności czy zespoły genetyczne nigdy nie będą mówić. Nie znaczy to jednak, że są one pozbawione intencji komunikacyjnej.
Komunikacja alternatywna i wspomagającą, znana również jako AAC (Augumentative and Alternative Communication) to niewerbalne metody służące do komunikowania się z otoczeniem przez osoby niemówiące. W zależności od stopnia opanowania mowy przez dziecko możemy korzystać z komunikacji wspomagającej (gdy dziecko mówi, ale jego mowa jest ograniczona, zniekształcona) oraz komunikacji alternatywnej – gdy dziecko nie mówi wcale. W zależności od funkcjonowania dziecka system komunikacyjny może być:
– manualny – znaki gestowe n.p. Makaton,
– graficzny – rysunki, zdjęcia, symbole, piktogramy, litery np. PSC, Mówik,
– dotykowy – symbole dotykowe (n.p. przedmioty, ich miniatury),
– łączony (korzystający z powyższych)
O tym jaki system komunikacyjny dobrać do dziecka decyduje się w oparciu o analizę umiejętności dziecka, jego możliwości intelektualne i możliwości motoryczne.
Jak to się zaczęło?
Swoją przygodę z komunikacją alternatywną rozpoczęłam w trakcie studiów podyplomowych Neurologopedia na Collegium Medicum UJ w Krakowie podczas których P. Ewa Przebinda (współtwórca programu Mówik) i prof. Mirosław Michalik wprowadzali nas w tę tematykę. Mieszkałam wtedy jeszcze w Brukseli gdzie pracowałam głównie z dziećmi dwujęzycznymi i trochę żałowałam, że nie mogę zacząć natychmiast wdrażać komunikacji alternatywnej w praktyce. Moje kochane dzieci, z którymi wtedy pracowałam pięknie mówiły…
Jakiś czas później wróciłam do Polski, gdzie za zrządzeniem losu miałam szansę pracować w miejscu, które zdeterminowało mnie jako terapeutę. W OREW Ustroń komunikacja alternatywna była codziennością, a ja zobaczyłam jak mało jeszcze wiem i potrafię. Na szczęście mogłam pracować z terapeutami którzy chętnie dzielili się swoim doświadczeniem i wiedzą. Przełomowymi momentami w moim postrzeganiu AAC były jednak spotkania i szkolenia z p. Ewą Cieślińską, Aleksandrą Robak oraz Moniką Jerzyk. Intensywne szkolenie i superwizje pod okiem Moniki Jerzyk udowodniły mi, że każdy, absolutnie każdy chce i może się komunikować, a moim terapeutycznym obowiązkiem jest odkrycie sposobu dostępu i rozbudzenie intencji komunikacyjnej. Dziś wiem już także, że nie każda osoba, która nie mówi, jest niepełnosprawna intelektualnie. Obecnie staram się poznać umiejętności komunikacyjne dzieci w naszym żywieckim Centrum „Gniazdo”.
I chociaż czasami nie jest łatwo – na ścieżce terapeutycznej pojawia się znużenie, nie widać szybkich efektów terapii tak jak u koleżanek, które zajmują się innymi obszarami logopedii, brakuje pewności czy wybrało się prawidłową strategię itd., to jednak emocje jakie towarzyszą mi w odkrywaniu ścieżek dostępu do „moich” dzieci nie mogą równać się z niczym innym. No bo z czym można porównać wzruszenie rodzica, gdy dziecko, które nie mówi, i z którym komunikacja jest mocno ograniczona potrafi „wystukać” na Mówiku „Kocham Cię Mamo!”. Podobnie jak te momenty, kiedy dziecko poważnie chore neurologicznie, z którym na pozór nie ma kontaktu, potrafi świadomie zakomunikować swój wybór lub odmowę. Każde spotkanie z dzieckiem niemówiącym uczy mnie pokory i wzrusza, kiedy widzę, jak dziecko zaprasza mnie do swojego świata. Dobrze mi w tych ich światach. Pokazują mi, że nie zawsze oczywistości są oczywiste, zmuszają do główkowania i uczą, że nic nie jest takim jakim się wydaje. Dlatego nadal będę poszukiwać nowych sposobów dostępu i nadal będę walczyć z mitami dotyczącymi komunikacji alternatywnej.
Mity z którymi najczęściej spotykam się w gabinecie:
– AAC hamuje mowę, dziecko któremu wprowadzimy AAC z pewnością już nigdy nie zacznie mówić.
– Z wdrażaniem komunikacji alternatywnej i wspomagającej należy czekać, aż dziecko będzie duże, by mieć pewność, że nie zacznie mówić samo.
-Dziecko musi przejawiać intencję komunikacyjną, by móc wprowadzać AAC.
-Gdy dziecko nie widzi i nie słyszy, to nie ma szansy na jakąkolwiek komunikację.
-
Autyzm – zdążyć z diagnozą
Określenie „autyzm” stało się w ostatnim czasie bardzo popularne. Coraz częściej spotykamy się bowiem z „autystycznymi dziećmi” lub z dziećmi ze „spektrum autyzmu”. Statystyki donoszą, że autyzm może dotykać jedną na 100 osób.
Autyzm nie jest chorobą
Jest to neurobiologiczne zaburzenie rozwoju polegające na odmiennym od normatywnego funkcjonowaniu mózgu. Jest diagnozowany na podstawie nieprawidłowości w obszarach takich jak: relacje społeczne, deficyty komunikacji werbalnej i pozawerbalnej (mimika, gesty) oraz powtarzające się zachowania i bezcelowe ruchy, postawy ciała czy wypowiedzi.
Specyfika mowy dzieci z autyzmem
Fakt, że dziecko potrafi posługiwać się mową, jest niezwykle ważny i stanowi wyznacznik jego rozwoju. Wiadomo, że rozwój mowy dziecka we wczesnym etapie jest następstwem umiejętności naśladowania. Dziecko obserwuje swoje otoczenie i najbliższe osoby, jest nimi zainteresowane i chce je naśladować, po to, aby mieć z nimi jakiś kontakt. Dzieci z autyzmem, nie wykazują zainteresowania otaczającą ich rzeczywistością oraz osobami ze swojego otoczenia. Nie rozumieją zatem, do czego służy komunikacja. W związku z tym, u większości dzieci z autyzmem rozwój mowy jest opóźniony, a niejednokrotnie mowa nie rozwija się wcale. Cechą charakterystyczną mowy dzieci z autyzmem są tzw. echolalia, czyli słowa lub wyrażenia, które są powtarzane przez dziecko jak echo, zaraz po usłyszeniu lub później. Np. na pytanie: czy chcesz jabłko? usłyszymy odpowiedź “chcesz jabłko?” Gdzie masz oko? – “gdzie masz oko”? Echolalie odroczone to powtarzane z opóźnieniem frazy, zdania zasłyszane np. w reklamach, piosenkach, filmach lub wypowiedzi innych. Również ton głosu osób autystycznych różni nieco się od osób, u których nie wykryto zaburzeń. Jest niedostosowany do sytuacji komunikacyjnej, często wysoki i śpiewny lub monotonny. W mowie występują liczne błędy gramatyczne oraz neologizmy.
Autyzm a dwujęzyczność – zdążyć z diagnozą na czas!
W swojej praktyce neurologopedycznej dzieci wielojęzycznych, niejednokrotnie spotkałam się z sytuacją kiedy to dziecko z cechami autystycznymi nie było odpowiednio wcześnie zdiagnozowane. Również spotkania online z rodzicami dzieci ze szkół polonijnych, w jakich miałam przyjemność uczestniczyć dzięki współpracy z ORPEG w ramach projektu Latająca Poradnia potwierdziły moje obawy. Niestety nadal, zbyt często opóźnienia rozwoju mowy u dzieci dwujęzycznych zrzuca się właśnie na poczet dwujęzyczności. Prowadzi to zbyt późnego wdrażania oddziaływań terapeutycznych co w konsekwencji obniża szansę na powodzenie terapii i prawidłowe rozwinięcie komunikacji w którymś języku.
Niezależnie od tego czy jesteś rodzicem dziecka jedno- czy wielojęzycznego koniecznie udaj się do specjalisty gdy Twoje dziecko ma rok i zauważysz, że:
– nie reaguje na swoje imię,
– nie wykonuje i nie naśladuje gestu „papa” na pożegnanie,
– nie gaworzy,
– nie zwraca uwagi na przedmioty, które wskazuje rodzic,
– nie odwzajemnia uśmiechu,
– nie jest zainteresowane innymi dziećmi,
– bywa rozdrażnione z powodu głośnych dźwięków,
– nie patrzy w oczy rodzica podczas zabawy, przebierania.
– rzadko okazuje swoje emocje.
Rodzicu pamiętaj, że wcześnie postawiona diagnoza i szybka interwencja terapeutyczna nie dopuszczają do narastania objawów zaburzenia. Pozwalają na odpowiednią stymulację dziecka od najmłodszych lat, kiedy to mózg jest najbardziej plastyczny. W rezultacie cele terapeutyczne są łatwiejsze do osiągnięcia. O tym jak wygląda diagnoza autyzmu napiszę już niebawem.