-
No ale skąd u mojego dziecka ta dysleksja? (część I)
O dysleksji dużo już powiedziano i napisano. Nie tak dawno, często słyszałam, że “teraz to jest na nią moda”. W rozmowach ze znajomymi nauczycielami często przedziera się się nutka irytacji – dysleksja ma bowiem również złą prasę. Kojarzy się z zaświadczeniami, które teoretycznie mają mają pomóc uczniowi w osiąganiu celów dydaktycznych. W praktyce bywa różnie. Pracując online z uczniami polonijnymi, bądź stacjonarnie z dziećmi polskojęzycznymi w Gniazdo Specjalistyczne Centrum Mamy Taty i Dziecka, niejednokrotnie miałam z nią do czynienia. Dysleksja przekłada się bowiem na różne formy komunikacji językowej – czytanie, pisanie i pisownię.
To co dla mnie istotne i na co chciałabym zwrócić uwagę rodziców, to fakt iż dysleksja nie pojawia się znienacka u dziecka rozpoczynającego edukację szkolną. Czynniki ryzyka dysleksji możemy zaobserwować już w pierwszym roku życia. Wczesna, wielospecjalistyczna diagnoza, warunkuje powodzenie terapii.
Na początek warto wiedzieć, że “cały ryzyka pakiet DYS-” (czyli dysleksja, dysortografia i dysgrafia) jest prawdopodobny:
u osób, u których w rodzinie występowałą dysleksja (rodzice, rodzeństwo, wujostwo ucznia borykało się z trudnościami o podobnym typie),
u dzieci, które pochodzą z nieprawidłowo przebiegających ciąż i porodu,
u dzieci, w których rozwoju obserwujemy nieprawidłowości psychomotoryczne.
Rzecz jasna, mówiąc o ryzyku dysleksji nie mówimy tylko i wyłącznie na podstawie pojedyńczych objawów. Zawsze jednak powininny one wzmagać naszą czujność
Zarazem rodziców jak i terapeutów.
Poniżej, na podstawie wieloletnich badań prof. Marty Bogdanowicz, przedstawiam listę symptomów, które zwiastują wystąpienie trudności o charakterze dysleksji. Jak widzimy, są już widoczne bardzo wcześnie.
Wiek niemowlęcy: (pierwszy rok życia)
Motoryka duża – opóźniony lub nietypowy rozwój. Mam na myśli dzieci, które nie raczkują lub mało raczkują, słabo utrzymują równowagę. Dzieci mające obniżone napięcie mięśniowe. Ich pozycja ciała podczas leżenia i siedzenia jest asymetryczna. Dzięki Bogu, coraz więcej jest fizjoterapeutów, których świadomość wnikliwość i skrupulatność pracy terapeutycznej pozwala na uchwycenie tych trudności we wczesnym stadium i za pomocą rzetelnej pracy z rodziną, są w stanie skorygować nieprawidłowe wzorce. Pomimo, iż nie pracuję z dziećmi do drugiego roku życia, mam to szczęście, że mogę przyglądać się pracy moich koleżanek z Gniazdo Specjalistyczne Centrum Mamy Taty i Dziecka. Dlatego, wiem, że już w pierwszych tygodniach życia, można wychwycić powyższe symptomy i skierować terapię na właściwe tory.
Wiek poniemowlęcy
(2-3 lata)
Tutaj ważnym jest przyglądanie się zarówno motoryce dużej jak i małej. Dzieci z ryzyka dysleksji to te, które zaczynają później chodzić i biegać. Mają trudności z utrzymaniem równowagi. Dzieci, które w tym wieku są mało zręczne i nieporadne w samoobłudze (n.p. podczas jedzenia łyżką). Zawsze, ale to naprawdę zawsze, należy przyglądać się rozwoju dziecka, które zaczyna mówić później niż zakłada to norma rozwojowa. Mam tutaj na myśli dzieci, które nie łączą dwóch elementów w zdanie w wieku 24 miesięcy, nie używają zdań złożonych po trzecich urodzinach.
Pamiętajmy o tym! Bądźmy uważni!
O symptomach dostrzegalnych w wieku przedszkolnym i szkolnym, napiszę w następnej części.
C.D.N.
( na podstawie Skali Ryzyka Dysleksji M.Bogdanowicz)
-
Wyrażenia dźwiękonaśladowcze
Niezależnie od tego, czy to w stacjonarnej pracy logopedycznej, czy też podczas zajęć online, na których wspieram rozwój mowy dzieci polonijnych z całego świata – wyrażenia dźwiękonaśladowcze regularnie pojawiają się w mojej pracy. I to nie tylko dlatego, że bardzo lubię zwierzęta. Wykorzystuję je w pracy z dziećmi wielojęzycznymi, z opóźnionym rozwojem mowy, z zaburzeniami komunikacji językowej, autyzmem, wadami wymowy czy też z niedosłuchem. Dlaczego zatem są tak uniwersalne?
Przyglądając się naturalnemu rozwojowi mowy dziecka, widzimy, że wyrażenia dźwiękonaśladowcze (onomatopeje) zazwyczaj występują jako pierwsze. Pojawiają się już około pierwszego roku życia. Wsłuchując się w otaczający świat, dziecko próbuje naśladować dźwięki zwierząt, przedmiotów lub innych urządzeń. Jest to pomost do kolejnych komunikatów werbalnych. Ponadto, u dziecka wyzwalają się reakcje językowe, które mają na celu spontaniczne nadawanie komunikatów. Zabawa wyrażeniami dźwiękonaśladowczymi to doskonałe ćwiczenie kształcące słuch fonematyczny oraz pamięć słuchową. Dziecko uczy się na kojarzyć dźwięk z obrazkiem lub przedmiotem. Ponadto to bardzo solidny trening aparatu artykulacyjnego, który przygotowuje małego człowieka, do poprawnej wymowy słów.
Dla dzieci, u których z jakiegoś powodu rozwój mowy jest opóźniony, ważnym jest, by rozwijać umiejętność posługiwania się onomatopejami. Ponadto, badania wykazały, że używanie onomatopei, podczas mówienia do małych dzieci, jest pomocnym w rozwoju mowy. Wyrażenia dźwiękonaśladowcze są dla dzieci atrakcyjniejsze i zwykle lepiej reagują słysząc te dźwięki. Zazwyczaj, podczas zabawy wyrażeniami dźwiękonaśladowczymi, dorosły zmienia barwę swojego głosu, co okazuje się być bardziej angażującym dla dziecka.
Jeśli zatem chcesz pomóc swojemu dziecku w rozwoju mowy, używaj wyrażeń dźwiękonaśladowczych, by opisywać sytuacje dnia codziennego. Przykłady – widząc przejeżdżający samochód powiedz : “auto – brum, brum”. Gdy dziecko patrzy na Ciebie jak kroisz cebulę powiedz: “kroję cebulę – ciach, ciach”. Kiedy huśtasz dziecko na huśtawce powiedz:” huśtamy się – huśtu, huśtu”, a kiedy zobaczycie kurę, powiedz – “kurka – ko, ko, ko”.
Powtarzaj słowa kilka razy, dziecko uczy się szybko poprzez Twoje powtórzenia. Nie bój się zmiany tonu swojego głosu, ekperymentuj, zmieniaj go na taki, który dla dziecka jest najbardziej atrakcyjnym.
Wyrażenia dźwiękonaśladowcze są doskonałym sposobem na ćwiczenia rozwijające umiejętności komunikacyjne dziecka. Są uniwersalne, bo sprawdzają się i w gabinecie logopedycznym jak i w każdej sytuacji dnia codziennego. Są atrakcyjne dla dzieci, ale także i dla dorosłych. Występują we wszystkich językach świata.
Polskie miau i hau w innych językach, zaprezentują Wam moje kochane zwierzaki: pies Andrus i kot Guzik;-).
-
Komunikacja alternatywna – moja trudna miłość.
O tym czym jest komunikacja alternatywna napisano już wiele. Wciąż jednak za mało. O tyle za mało, że ciągle, nawet na uczelniach, powielane są mity na jej temat. I ciągle jeszcze zbyt mało rodziców niemówiących dzieci wie, że mają szansę na sprawną komunikację.
AAC czym jest?
Są osoby, które przez deficyty neurologiczne, znaczne dysfunkcje rozwojowe, wielorakie, sprzężone niepełnosprawności czy zespoły genetyczne nigdy nie będą mówić. Nie znaczy to jednak, że są one pozbawione intencji komunikacyjnej.
Komunikacja alternatywna i wspomagającą, znana również jako AAC (Augumentative and Alternative Communication) to niewerbalne metody służące do komunikowania się z otoczeniem przez osoby niemówiące. W zależności od stopnia opanowania mowy przez dziecko możemy korzystać z komunikacji wspomagającej (gdy dziecko mówi, ale jego mowa jest ograniczona, zniekształcona) oraz komunikacji alternatywnej – gdy dziecko nie mówi wcale. W zależności od funkcjonowania dziecka system komunikacyjny może być:
– manualny – znaki gestowe n.p. Makaton,
– graficzny – rysunki, zdjęcia, symbole, piktogramy, litery np. PSC, Mówik,
– dotykowy – symbole dotykowe (n.p. przedmioty, ich miniatury),
– łączony (korzystający z powyższych)
O tym jaki system komunikacyjny dobrać do dziecka decyduje się w oparciu o analizę umiejętności dziecka, jego możliwości intelektualne i możliwości motoryczne.
Jak to się zaczęło?
Swoją przygodę z komunikacją alternatywną rozpoczęłam w trakcie studiów podyplomowych Neurologopedia na Collegium Medicum UJ w Krakowie podczas których P. Ewa Przebinda (współtwórca programu Mówik) i prof. Mirosław Michalik wprowadzali nas w tę tematykę. Mieszkałam wtedy jeszcze w Brukseli gdzie pracowałam głównie z dziećmi dwujęzycznymi i trochę żałowałam, że nie mogę zacząć natychmiast wdrażać komunikacji alternatywnej w praktyce. Moje kochane dzieci, z którymi wtedy pracowałam pięknie mówiły…
Jakiś czas później wróciłam do Polski, gdzie za zrządzeniem losu miałam szansę pracować w miejscu, które zdeterminowało mnie jako terapeutę. W OREW Ustroń komunikacja alternatywna była codziennością, a ja zobaczyłam jak mało jeszcze wiem i potrafię. Na szczęście mogłam pracować z terapeutami którzy chętnie dzielili się swoim doświadczeniem i wiedzą. Przełomowymi momentami w moim postrzeganiu AAC były jednak spotkania i szkolenia z p. Ewą Cieślińską, Aleksandrą Robak oraz Moniką Jerzyk. Intensywne szkolenie i superwizje pod okiem Moniki Jerzyk udowodniły mi, że każdy, absolutnie każdy chce i może się komunikować, a moim terapeutycznym obowiązkiem jest odkrycie sposobu dostępu i rozbudzenie intencji komunikacyjnej. Dziś wiem już także, że nie każda osoba, która nie mówi, jest niepełnosprawna intelektualnie. Obecnie staram się poznać umiejętności komunikacyjne dzieci w naszym żywieckim Centrum „Gniazdo”.
I chociaż czasami nie jest łatwo – na ścieżce terapeutycznej pojawia się znużenie, nie widać szybkich efektów terapii tak jak u koleżanek, które zajmują się innymi obszarami logopedii, brakuje pewności czy wybrało się prawidłową strategię itd., to jednak emocje jakie towarzyszą mi w odkrywaniu ścieżek dostępu do „moich” dzieci nie mogą równać się z niczym innym. No bo z czym można porównać wzruszenie rodzica, gdy dziecko, które nie mówi, i z którym komunikacja jest mocno ograniczona potrafi „wystukać” na Mówiku „Kocham Cię Mamo!”. Podobnie jak te momenty, kiedy dziecko poważnie chore neurologicznie, z którym na pozór nie ma kontaktu, potrafi świadomie zakomunikować swój wybór lub odmowę. Każde spotkanie z dzieckiem niemówiącym uczy mnie pokory i wzrusza, kiedy widzę, jak dziecko zaprasza mnie do swojego świata. Dobrze mi w tych ich światach. Pokazują mi, że nie zawsze oczywistości są oczywiste, zmuszają do główkowania i uczą, że nic nie jest takim jakim się wydaje. Dlatego nadal będę poszukiwać nowych sposobów dostępu i nadal będę walczyć z mitami dotyczącymi komunikacji alternatywnej.
Mity z którymi najczęściej spotykam się w gabinecie:
– AAC hamuje mowę, dziecko któremu wprowadzimy AAC z pewnością już nigdy nie zacznie mówić.
– Z wdrażaniem komunikacji alternatywnej i wspomagającej należy czekać, aż dziecko będzie duże, by mieć pewność, że nie zacznie mówić samo.
-Dziecko musi przejawiać intencję komunikacyjną, by móc wprowadzać AAC.
-Gdy dziecko nie widzi i nie słyszy, to nie ma szansy na jakąkolwiek komunikację.
-
Autyzm – zdążyć z diagnozą
Określenie „autyzm” stało się w ostatnim czasie bardzo popularne. Coraz częściej spotykamy się bowiem z „autystycznymi dziećmi” lub z dziećmi ze „spektrum autyzmu”. Statystyki donoszą, że autyzm może dotykać jedną na 100 osób.
Autyzm nie jest chorobą
Jest to neurobiologiczne zaburzenie rozwoju polegające na odmiennym od normatywnego funkcjonowaniu mózgu. Jest diagnozowany na podstawie nieprawidłowości w obszarach takich jak: relacje społeczne, deficyty komunikacji werbalnej i pozawerbalnej (mimika, gesty) oraz powtarzające się zachowania i bezcelowe ruchy, postawy ciała czy wypowiedzi.
Specyfika mowy dzieci z autyzmem
Fakt, że dziecko potrafi posługiwać się mową, jest niezwykle ważny i stanowi wyznacznik jego rozwoju. Wiadomo, że rozwój mowy dziecka we wczesnym etapie jest następstwem umiejętności naśladowania. Dziecko obserwuje swoje otoczenie i najbliższe osoby, jest nimi zainteresowane i chce je naśladować, po to, aby mieć z nimi jakiś kontakt. Dzieci z autyzmem, nie wykazują zainteresowania otaczającą ich rzeczywistością oraz osobami ze swojego otoczenia. Nie rozumieją zatem, do czego służy komunikacja. W związku z tym, u większości dzieci z autyzmem rozwój mowy jest opóźniony, a niejednokrotnie mowa nie rozwija się wcale. Cechą charakterystyczną mowy dzieci z autyzmem są tzw. echolalia, czyli słowa lub wyrażenia, które są powtarzane przez dziecko jak echo, zaraz po usłyszeniu lub później. Np. na pytanie: czy chcesz jabłko? usłyszymy odpowiedź “chcesz jabłko?” Gdzie masz oko? – “gdzie masz oko”? Echolalie odroczone to powtarzane z opóźnieniem frazy, zdania zasłyszane np. w reklamach, piosenkach, filmach lub wypowiedzi innych. Również ton głosu osób autystycznych różni nieco się od osób, u których nie wykryto zaburzeń. Jest niedostosowany do sytuacji komunikacyjnej, często wysoki i śpiewny lub monotonny. W mowie występują liczne błędy gramatyczne oraz neologizmy.
Autyzm a dwujęzyczność – zdążyć z diagnozą na czas!
W swojej praktyce neurologopedycznej dzieci wielojęzycznych, niejednokrotnie spotkałam się z sytuacją kiedy to dziecko z cechami autystycznymi nie było odpowiednio wcześnie zdiagnozowane. Również spotkania online z rodzicami dzieci ze szkół polonijnych, w jakich miałam przyjemność uczestniczyć dzięki współpracy z ORPEG w ramach projektu Latająca Poradnia potwierdziły moje obawy. Niestety nadal, zbyt często opóźnienia rozwoju mowy u dzieci dwujęzycznych zrzuca się właśnie na poczet dwujęzyczności. Prowadzi to zbyt późnego wdrażania oddziaływań terapeutycznych co w konsekwencji obniża szansę na powodzenie terapii i prawidłowe rozwinięcie komunikacji w którymś języku.
Niezależnie od tego czy jesteś rodzicem dziecka jedno- czy wielojęzycznego koniecznie udaj się do specjalisty gdy Twoje dziecko ma rok i zauważysz, że:
– nie reaguje na swoje imię,
– nie wykonuje i nie naśladuje gestu „papa” na pożegnanie,
– nie gaworzy,
– nie zwraca uwagi na przedmioty, które wskazuje rodzic,
– nie odwzajemnia uśmiechu,
– nie jest zainteresowane innymi dziećmi,
– bywa rozdrażnione z powodu głośnych dźwięków,
– nie patrzy w oczy rodzica podczas zabawy, przebierania.
– rzadko okazuje swoje emocje.
Rodzicu pamiętaj, że wcześnie postawiona diagnoza i szybka interwencja terapeutyczna nie dopuszczają do narastania objawów zaburzenia. Pozwalają na odpowiednią stymulację dziecka od najmłodszych lat, kiedy to mózg jest najbardziej plastyczny. W rezultacie cele terapeutyczne są łatwiejsze do osiągnięcia. O tym jak wygląda diagnoza autyzmu napiszę już niebawem.
-
Latająca Poradnia – projekt, który otwiera oczy i serca
Jest taki projekt, który już kolejny raz, przez kilka miesięcy wyznacza tempo i rytm mojego prywatnego i zawodowego życia. Ponownie mam bowiem zaszczyt być koordynatorem projektu Latająca Poradnia, który od 2016 roku realizowany jest przez Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą (ORPEG). Inicjatywa ta jest szczególnie bliska mojemu sercu, ponieważ w centrum stawia dzieci szkół polonijnych na całym świecie.
W 2016 roku po raz pierwszy specjaliści z Polski przylecieli do Belgii, by w sposób niemalże heroiczny diagnozować uczniów polskiej sekcji Szkoły Europejskiej w Brukseli oraz Polskiej Szkoły w Leuven. Postawa dr Izabeli Grzankowskiej z Uniwersytetu w Bydgoszczy, zespołu krakowskiej Logomotywy – Izabeli Bodek i Aleksandry Chowaniec oraz terapeutów integracji sensorycznej (SI) Weroniki Iwanek – Midor oraz Moniki Wrony była godna podziwu i inspirująca. To m.in. właśnie ich zapał, rzetelność i profesjonalizm sprawiły, że w bieżącym roku zespół specjalistów Latającej Poradni liczy prawie 40 osób, a liczba dzieci skonsultowana przez nich na całym świecie przekroczyła już 1000.
Wymagający rok 2020
W 2020 r., gdy świat borykał się z pandemią koronawirusa działania Latającej Poradni trzeba było przenieść do internetu. To, co początkowo wydawało się niemożliwe przyniosło wiele pozytywnych efektów. Oczywiście każdy ze specjalistów biorących udział w projekcie ma świadomość, że nic nie zastąpi kontaktu z pacjentem twarzą twarz. Konsultacje online, zwłaszcza fizjoterapeutyczne i SI niejednokrotnie spotykały się z sceptycyzmem. Niemniej jednak jesteśmy przekonani, że konsultacje metodą online w wydaniu Latającej Poradni sprawdziły się, co potwierdzają reakcje rodziców i dyrektorów szkół polonijnych. Specjalistom biorącym udział w projekcie udało się wypracować procedury i standardy postępowania psychologicznego, logopedycznego i fizjoterapeutycznego tak, aby spotkania online z pozwoliły na rzetelne zgłębienie problemów dziecka. W ramach edycji 2020 odbyło się ponad 1000 spotkań online z rodzinami polonijnymi. Były to z pewnością rozmowy, które nas specjalistów również bardzo rozwinęły. Dla mnie osobiście były też przypomnieniem, z jaką bezsilnością, związaną z brakiem dostępu do specjalistów borykają się rodzice dzieci polonijnych. Spotkania te tylko utwierdziły mnie też w przekonaniu o potrzebie dalszych działań w tym obszarze. Efektem pracy specjalistów były raporty podsumowujące dla rodziców i nauczycieli, zawierające rekomendacje, wskazówki, propozycje ćwiczeń i rady, z których rodzice mogą czerpać w warunkach domowych.
Edycja 2021 – znów działamy!
We wrześniu b.r. ORPEG rozpoczął kolejną edycję projektu, który obecnie realizowany jest w szkołach w Europie i w Azji. Projekt w każdej ze szkół rozpoczyna się od spotkania z Kadrą Pedagogiczną. Ma na celu zapoznanie dyrekcji i nauczycieli z procedurami konsultacji. Jest też okazją do tego, by specjaliści poznali specyfikę kraju i szkoły, z której dziećmi będą się spotykać w kolejnych tygodniach. To cenne spotkania i wartościowe rozmowy ze wspaniałymi ludźmi, którzy często cały swój wolny czas i energię wkładają w to, by przekazywać młodym ludziom to co w Polsce najpiękniejsze i najcenniejsze. Robią to z pasją i oddaniem godnym podziwu. I to właśnie podczas tych spotkań utwierdzamy się jak ważnym projektem jest Latająca Poradnia. Niemal w każdej ze szkół mogliśmy usłyszeć jak dużym problem jest brak specjalistów. Ponadto rodzice często są zagubieni, gdy słyszą od nauczycieli w kraju przyjmującym, że należy ograniczać ekspozycję na język polski i mówić do dziecka tylko w miejscowym języku. Takie wiadomości z jednej strony przygnębiają, lecz z drugiej motywują do pracy.
Podziękowania
Realizacja tak ważnego projektu nie byłaby możliwa, gdyby nie osoby, którym chcę teraz wyrazić moją wdzięczność. Przede wszystkim dziękuję mojemu mężowi i synom za ich cierpliwość, wsparcie i zrozumienie. Wyrazy wielkiego uznania kieruję w kierunku dr Izabeli Grzankowskiej oraz Izabeli Bodek, bez których projekt by nie powstał. Dziękuję za Waszą bezinteresowność, rzetelność i poświęcenie. Dziękuję również profesorowi Mirosławowi Michalikowi za jego lingwistyczne wsparcie merytoryczne, cenne rady, inspirację i nieustanną wiarę w nasze możliwości. Podziękowania należą się też wszystkim wspaniałym specjalistom zaangażowanym w projekt, z wielu miejsc i ośrodków od południa po północ kraju. Doceniam Waszą ciężką pracę, każdą konsultację i zaufanie.
To właśnie dzięki ludziom jak Wy świat może zmieniać się na lepsze, a z małych marzeń powstają wielkie rzeczy!
kjj
kkjk
-
Zróbmy dzieciom cyfrowy detoks!
W mojej pracy neurologopedy spotykam wielu rodziców dzieci dwu-, trzyletnich, nie zawsze dwujęzycznych, którzy kontaktują się ze mną zaniepokojeni, że ich pociechy mało mówią lub nie mówią wcale. Po przeprowadzeniu wywiadu i pytaniach dotyczących słuchu zazwyczaj pytam też o kontakt maluchów z nowymi technologiami. Prawie zawsze pada odpowiedź, że dziecko spędza mniej lub więcej czasu przed ekranem. Równocześnie rodzicom często towarzyszy zdziwienie i wątpliwości, czy opóźniony rozwój mowy dziecka może być powiązany z ekspozycją na wysokie technologie. Często padają wówczas słowa: “im wcześniej zacznie się uczyć tym szybciej załapie”, “teraz to podstawa”, “taki jest teraz świat” itp. Tymczasem skutki przedwczesnej ekspozycji na ekrany mogą być opłakane.
Dlaczego detoks od wysokich technologii jest skuteczny?
Nasz mózg jest tak skonstruowany, że w jego lewej półkuli zlokalizowany jest ośrodek odpowiedzialny za rozwój mowy. Lewa półkula odpowiedzialna jest również m.in. za myślenie logiczne, rozumienie, analizowanie. Oglądając telewizję czy bawiąc się tabletem małe dzieci nie mogą oderwać wzroku od głośnych reklam, gier, aplikacji, i w ten sposób stymulują swoje mózgi bodźcami prawopółkulowymi. Dochodzi wtedy do sytuacji, kiedy to rozwijająca się szybciej prawa półkul mózgu dominuje półkulę lewą, nie dając jej możliwości równomiernego, harmonijnego rozwoju. Dlatego rodziców niemówiących dwu-, trzylatków najpierw zachęcam do przeanalizowania, ile czasu ich dziecko spędza przed telewizorem lub innymi medium. Kolejnym krokiem jest zalecenie całkowitego odcięcia swoich pociech od ekranów. Teraz zapytacie pewnie czy to działa? I owszem. Z doświadczenia wiem, że rezultaty (nie tylko dla rozwoju mowy) mogą być naprawdę zdumiewające.
Tylko słowa i zmysły
Należy pamiętać, że w procesie nabywania systemu/systemów językowych absolutnie żadne urządzenie nie jest w stanie zastąpić kontaktu z żywym słowem i relacją. Gdy mówimy do dziecka, ono nie tylko słyszy ale również widzi. Wraz z przekazem słownym odbiera także nasz nastrój, gesty, mimikę. Pomaga mu to przetworzyć słowa. Dlatego tak istotny jest kontekst sytuacji. Zupełnie inaczej to wygląda, gdy dziecko poznaje świat przez telewizję. Nowopoznane słowa nie są dla niego jednoznaczne i oczywiste. Dźwięki i obrazy zmieniają się bardzo szybko, a niedojrzały jeszcze układ nerwowy nie jest w stanie większości z nich przetworzyć.
Co za wcześnie to niezdrowo
Reasumując, telewizor, tablet i smartfon to wrogowie harmonijnego rozwoju (nie tylko) mowy u dzieci, szczególnie w pierwszych latach ich życia. Istnieje coraz szerszy konsensus wśród specjalistów, że małe dzieci, do ukończenia drugiego/trzeciego roku życia nie powinny w ogóle mieć styczności z ekranami! Dotyczy to również telewizora działającego w tle. Szczególnie mocno odradza się rodzicom traktowania urządzeń cyfrowych jako nagrody za zjedzony przez dziecko posiłek, sposobu na nudę czy płacz. Podkreślę jeszcze raz, że jako neurologopeda na co dzień obserwuję negatywny wpływ przedawkowania ekranów u dzieci, co skutkuje problemami nie tylko z opóźnionym rozwojem mowy. Równie często występują: trudności z koncentracją, ograniczona kreatywność, zaburzenia snu, wady wzroku i postawy, braki w komunikacji społecznej, wycofanie, nadpobudliwość czy agresja.
-
Uwadze przyszłych mam – początki jedzenia i picia a rozwój mowy
Dziś chciałabym napisać o początkach, które są takie same u każdego dziecka. Niezależnie od tego z iloma językami będzie miało ono styczność.
Kiedy rodzi się dziecko rodzice z utęsknieniem wyczekują pierwszych słów. Magiczne „mama” i „tata” witane jest przez otoczenie niejednokrotnie ze łzami wzruszenia. Bliscy cieszą się, że maluch zaczyna mówić. Ale czy na pewno to właśnie początek mówienia?
Proces doskonalenia mowy jest bardzo żmudny i skomplikowany. Zaczyna się na długo przed pojawieniem się dziecka na świecie i nie składa się na niego jedynie wzbogacanie zasobu słownictwa czy rozumienie. Rodzicom dzieci, z którymi pracuję często tłumaczę, że mowa nie jest schowana w szufladce w mózgu, do której zostały włożone słowa ale składają się na nią liczne procesy związane z dojrzewaniem mózgu, rozwojem funkcji poznawczych, całego ciała i wszystkich zmysłów. No, ale od początku. Wspólnego dla wszystkich początku…
Bo to się zwykle tak zaczyna…
W 8. tygodniu życia płodowego, 2-centymetrowy wówczas płód zaczyna wykonywać pierwsze ruchy przeponą. Możemy uznać to za początek oddychania, które jak wiadomo jest podstawą procesu wydobywania przez człowieka dźwięków, również mówienia. W tym samym czasie pojawiają się pierwsze odruchy warg i języka. To właśnie dzięki nim, dziecko będzie potrafiło prawidłowo ssać. Z tygodnia na tydzień dziecko rozwija swoje umiejętności związane z oddychaniem, połykaniem i ssaniem. Umiejętności te pełnią kluczową rolę w wyrazistości i jakości produkowanej mowy.
Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, że sposób w jaki dziecko je w pierwszym roku życia może mieć ogromny wpływ na późniejszy rozwój jego mowy? Często zachęcam rodziców do autorefleksji podczas mówienia i zdania sobie sprawy z tego co dzieje się wówczas z aparatem artykulacyjnym.
Podczas produkcji mowy zaangażowanych jest około 70 mięśni twarzy i jamy ustnej. Nadawanie mowy to świetnie skoordynowana współpraca mięśni języka, warg, policzków, żuchwy, podniebienia. To dokładnie te same mięśnie, które biorą udział w ssaniu, gryzieniu i żuciu. Dlatego tak istotnym jest co i jak dziecko je w pierwszych miesiącach życia.
Zalety karmienia piersią
Jako neurologopeda bardzo gorąco zachęcam mamy do karmienia piersią. Proces ten doskonale wzmacnia koordynację ruchów mięśni, o których wspominałam wyżej. Jest dla dziecka zdecydowanie trudniejsze od picia z butelki, przez co staje się lepszym treningiem owocującym w przyszłości prawidłową realizację trudnych głosek. Naturalne karmienie kształtuje również kontrolę oralną oraz pomaga w tworzeniu prawidłowego toru oddechowego. Zawsze bardzo dopinguję wszystkie mamy podczas niełatwej drogi, jaką jest karmienie naturalne. Wiem to, bo sama jestem mamą. I nie byłabym sobą, gdybym w tym miejscu nie wspomniała o wędzidełku. To właśnie skrócone wędzidełko odpowiada za większość trudności ze ssaniem oraz bolesność piersi u matki w trakcie karmienia. Dlatego, w razie jakichkolwiek trudności, warto szukać pomocy i wsparcia u doradcy laktacyjnego lub logopedy. Dobry specjalista znajdzie przyczynę trudności i z pewnością pomoże w ich rozwiązaniu.
Jeśli jednak z jakichś przyczyn nie udaje się karmić piersią szukajmy takich smoczków, których kształt będzie najbardziej zbliżony do kobiecej piersi i takich, które mają właściwą sprężystość i elastyczność. Podczas karmienia należy zawsze pamiętać, by pozycja oraz ustawienie butelki nie ograniczały ruchów żuchwy. Ważne, by zarówno ze smoczkiem uspokajaczem oraz soczkiem butelkowym pożegnać się przed 18. miesiącem życia.
Jak właściwie karmić malucha?
Kolejne funkcje mające ogromny wpływ na rozwój mowy to gryzienie i żucie. Około 6. miesiąca życia karmienie wyłącznie mlekiem staje się niewystarczające i dieta dziecka jest rozszerzana. Dla mnie jako logopedy bardzo ważnym jest, aby zadbać o prawidłową pozycję podczas jedzenia. Siedzenie powinno być stabilne, stopy powinny być podparte a dziecko nie może być odchylone do tyłu. Nie powinniśmy rozpraszać dziecka zabawkami. Pod żadnym pozorem nie wolno karmić dziecka przed telewizorem, smartfonem czy tabletem. Taki pomysł może zaowocować w przyszłości brakiem świadomości spożywania pokarmów, zaburzeniami integracji sensorycznej, a w skrajnych przypadkach zadławieniem. Jeśli karmimy łyżeczką, zadbajmy o to, by była ona twardsza i niezbyt duża. Łyżeczkę podajemy prostopadle do twarzy dziecka kładąc ją na język i czekając aż dziecko samo zamknie buzię i zbierze z niej pokarm. Często popełnianym błędem jest ocieranie pokarmu o górną wargę podczas wyciągania łyżeczki z jamy ustnej.
Dlaczego logopedzi nie lubią niekapków?
I już na koniec chciałabym napisać o kubkach niekapkach, o które często jestem pytana. Wiem, że rodzice lubią te kubki w przeciwieństwie do logopedów. Są wygodne, można wziąć je na spacer i nie powodują wyrzutów sumienia, jak butelka ze smoczkiem. Kubek tego rodzaju utrwala jednak niedojrzały sposób pobierania i połykania płynu, co z punktu widzenia prawidłowej artykulacji nie jest korzystne. Przetrwałe połykanie niemowlęce powoduje wady zgryzu i jest przyczyną opóźnionego rozwoju mowy. Zalecam, by na spacerze sięgać po kubeczki z wbudowaną słomką. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że bardzo polecam słomki. Stymulują one bowiem niezmiernie ważny mięsień okrężny ust. Kiedy dziecko siedzi już stabilnie i samodzielnie, oraz gdy potrafi pobierać pokarm z łyżeczki, zachęcam do nauki picia z kubka otwartego. Na początek najlepszym będzie tzw. kubek profilowany ze specjalnym wycięciem, taki jak np. DoidyCup. Umiejętność picia z kubka pomaga w prawidłowym kształtowaniu się prawidłowej artykulacji.
Widzimy więc, że podczas ssania, picia, gryzienia, żucia i połykania dziecko wykonuje tysiące powtórzeń ruchów. Pamiętajmy, że mięśnie odpowiedzialne za te procesy są też zaangażowane w produkcję mowy. Dbajmy więc o to, by były to prawidłowe wzorce motoryczne, które będą pozytywnie wpływać na późniejszą artykulację oraz właściwy rozwój mowy.